Biesłan, zapis tragedii

Wlazlo_Bieslan_500pcx

1 września- początek roku szkolnego, 1 września to też kolejna rocznica od wybuchu II wojny światowej. Dziś, gdy zagrożenie ze wschodu i ze strony państw islamskich balansuje pomiędzy realnością a gdybaniem, co będzie, jeśli, pytania o to, co czuli Ci, których obudziły bombowce przed 75 laty jest niestety jak najbardziej na czasie. Ale 1 września to też jeszcze jedna tragiczna rocznica- przed 10 laty nie tak daleko, bo na Kaukazie, rozegrały się wydarzenia, które do dziś pozostają niezrozumiałe, szokujące, tragiczne. 1 września 2004 roku grupa zamaskowanych i doskonale przygotowanych terrorystów zaatakował a szkołę nr 1 w Biesłanie, pełną dzieci i dorosłych, przybyłych na uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego. Wyjątkowy dzień…. U nas to święto chyba tylko dla pierwszaków, w wielu domach jednak upływa tylko pod znakiem zamieszania w związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym. Szykowanie tornistrów, ostatnie zakupy, żal, że już po wakacjach, że znów trzeba będzie rano się zrywać, szykować śniadania, wyprawiać do szkoły, pilnować lekcji. W północnej Osetii, tam gdzie Biesłan, jest inaczej. To prawdziwe święto, porównywane z naszą uroczystością I Komunii.

Bo szkoła wyznacza drogę do życia.”Szkoła to symbol bezgranicznego zaufania (…) Kiedy dzieci wrócą po szkolnej uroczystości i pierwszym spotkaniu z klasą, w domu już będą czekali goście (…) Przyjadą kuzyni i krewni z daleka i z bliska. Przy suto zastawionym stole będą się śmiać, żartować, śpiewać (…) I tak miało być 1 września 2004 roku”. To fragment pochodzący z książki „Pęknięte miasto Biesłan” Zbigniewa Pawlaka i Jerzego A. Wlazło. Powstała z opowieści Pawlaka, które słuchał, nagrywał, spisywał J.Wlazło. Zbigniew Pawlak przez wiele lat mieszkał w Azji Środkowej, podróżował po Jedwabnym Szlaku, zafascynowany ludźmi, kulturą, obyczajami. Gdy usłyszał w radio o wydarzeniach w Biesłanie, wiedział, że musi tam pojechać, porozmawiać z ludźmi, spróbować zrozumieć, co się wydarzyło i dlaczego. Chodził po domach, rozmawiał ze świadkami, z rodzinami tych, którzy zginęli i tych, którym się udało. Czasami tylko słuchał, czasami został, by pomodlić się z matką zastrzelonego dziecka. Wrócił do Biesłanu po 10 latach i dziś już wie, jest pewien, że to miasto pęknięte. „Biesłan to miasto tragiczne, miasto pęknięte, które już nigdy nie będzie funkcjonowało tak, jak funkcjonują, jak żyją inne miasta na świecie” , mówi . Dla ludzi Kaukazu 1 września 2004 był tym, czym dla świata zachodniego 11 września. Zbrodnia najokrutniejszą, bo dotknęła tego, co najświętsze- dzieci, a dzieci na Kaukazie są święte. Tragedia niewyobrażalna bo zginęło 186 dzieci- zostały bezwzględnie wykorzystane przez dorosłych w ich grach wojennych, były zakładnikami, były żywymi tarczami, strzelano im w plecy, w tył głowy, gdy chciały uciec z piekła. I o tym jest właśnie książka „Pęknięte miasto Biesłan”. Ale też o przygotowaniach bojowników do ataku i wcześniejszych sygnałach, całkowicie zlekceważonych, że coś złego może się zdarzyć w tamtym rejonie i będzie dotyczyć cywilów. O komandosach, którzy brali udział w akcji, a których cały świat potępił za wyjątkowo nieudaną akcję. A oni mieli spętane ręce, bo czekali na rozkaz do akcji a tego wciąż nie było. Później, gdy padły strzały i nastąpiły eksplozje, niejako wbrew rozkazom ruszyli na pomoc, często własnym ciałem zasłaniając dzieci, rzucając się na odbezpieczone granaty. Na drugi dzień po akcji na ścianie szkoły ktoś zrobił napis : ’Dziękujemy, że uratowaliście nasze dzieci”. To książka o chaosie, jaki panował między 1 a 3 września w Biesłanie, o niewprawnych negocjacjach, o zatajaniu prawdziwych informacji- rosyjska telewizja informowała o 300 zakładnikach, podczas gdy było ich ponad 1000, w większości dzieci. Nie było żadnych relacji z Biesłanu a w telewizji emitowana była telenowela. To jest opowieść o nauczycielce, po której plecach dzieci wspinały się, aby dosięgnąć wysokiego parapetu i wyskoczyć na zewnątrz. W ten sposób uratowała prawie całą klasę, sama zginęła. To opowieść o tych, którzy żywcem płonęli po eksplozji ładunków wybuchowych, wcześniej siedząc bez picia i jedzenia w gorących pomieszczeniach sali gimnastycznej, nad głowami mając rozpięte na drutach ładunki wybuchowe. To opowieść o Sasłanie, któremu udało się uciec ze szkoły, ale wrócił do niej, bo tam został jego młodszy brat Dawid a bratem trzeba się opiekować. „ Patrzyłem na Dawida siedzącego na dywanie. A on był dumny. Takiego brata nie ma nikt na świecie” . To opowieść o wybranych i o tym, jaką cenę przyszło im zapłacić, gdy musieli opuścić szkołę, np. matki z malutkimi dziećmi, zmuszone pozostawić w rękach terrorystów starsze dzieci. To opowieść o tych, którzy bezradnie stali po drugiej stronie muru, czekając na pomoc. O dobrym duchu Miasta Aniołów, cmentarza, gdzie spoczęły ciała ofiar. „Groby ciągną się w nieskończoność. Wszystkie identyczne, z czerwonego marmuru (…)Na każdym kolorowe zdjęcie uśmiechniętego dziecka. Nie, nie portret. Radosne. Przy każdym grobie stolik i dwa siedziska. Na każdym grobie zabawki, gdzieniegdzie zostawiony kawałek urodzinowego tortu, cukierki, owoce. Rodzice zawsze pamiętają o urodzinach swych dzieci (…) Trzeba odwiedzić jubilata, posadzić na marmurowej płycie pluszowego pieska, porozmawiać, opowiedzieć, co nowego w domu (…) To takie miejsce, gdzie starzeją się tylko maskotki”. To też opowieść o tym, że tak trudno wybaczyć tym dorosłym, którzy przeżyli.

To opowieść o terrorze, tak bliskim, tak na wyciągnięcie ręki, takim bezwzględnym w walce o swoje cele. Najbardziej poruszające są oczywiście relacje matek, dzieci , ojców. Ale autorzy swą opowieść rozciągnęli także na tych, którzy mogli mieć wpływ na zdarzenia przed 1 września 2004, w czasie przetrzymywania zakładników i tych, którzy odpowiadali za akcje. Czy przy takiej tragedii można zachować obiektywizm ? Pewnie trudno, ale można się postarać. I tak własnie swą książkę, opowieść o pękniętym mieście, zbudowali autorzy. Wszystkie te okoliczności przypominają autorzy książki ale nie jest to dokument będący tylko zapisem faktów. Jak mówił Jerzy Wlazło- początkowo miała to być tylko jedna wielka opowieść o Biesłanie, ale okazało się, ze jest zbyt wiele wątków, zbyt wiele wydarzeń się na nią składa. Zbigniew Pawlak pojechał do Biesłanu po okresie tradycyjnej 40-dniowej żałoby, która jest czasem na wylanie łeż. One mają oczyścić i dać odpowiedź na pytanie , jak dalej żyć po tej tragedii.

Ta opowieść boli. Tak jak bolały wiadomości podawane przez media 10 lat temu. Dokładnie pamiętam gdzie byłam i co robiłam, gdy po raz pierwszy usłyszałam o Biesłanie i jak bardzo ta wiadomość zabolała, jakby dotyczyła kogoś bliskiego. Bo zawsze, gdy tragedia dotyka najmłodszych, normalny człowiek w ten sposób reaguje. Przenosząc niejako te zdarzenia na swoich bliskich, odczuwając, jakby ich miało dotknąć zło. A to było zło w czystej postaci- ręka bezlitośnie, bezwzględnie podniesiona na dzieci, ktoś z góry skazał je na śmierć. Ci którzy dokonali zamachu i ci, którzy z zamachowcami nie chcieli rozmawiać a tragedię biesłańską zminimalizować. Co powiedzieć matce, która mówi „ Oddano mi dziecko z przestrzelona główką. Jak mam z tym dalej żyć?”. Książka Pawlaka i Wlazło jest przesłaniem do nas, dorosłych – żeby nie zapomnieć, żeby uświadomić sobie i następnym pokoleniom, czym jest terroryzm i z czego się rodzi. I żeby już nigdy więcej Biesłan się nie powtórzył.

Od dziesięciu lat dla mieszkańców Biesłanu wypuszczenie białych balonów w dniu 3 września przed ruinami szkoły numer 1 jest symbolem uwolnienia dzieci z płonącej szkoły i wyrwania ich z rąk terrorystów. W Polsce zawiązała się akcja społeczna „Balony Wolności”, która ma uświadomić, w jakim niebezpieczeństwie znajdują się nieświadome dzieci wciągane w planowane konflikty polityczne, religijne i ideologiczne w celu wywierania presji i manipulacji opinią publiczną. Akcja ma na celu uwrażliwienie społeczeństwa na potrzebę chronienia dzieci. Więcej szczegółów na www.balonywolnosci.pl lub www.facebook.com/balonywolnosci